Ariana | WS | Blogger | X X

1.06.2017

Rozdział 13

Maszerowali przed siebie, spokojnie, miarowo, nie spiesząc się.
W przeciwieństwie do jego galopującego z zawrotną prędkością serca. Płynąca krew praktycznie ogłuszała Grega, a mrowienie rozchodzące się po całym ciele wystarczająco dekoncentrowało nastolatka, by odesłać go tym samym do innego świata. Za cholerę nie wiedział, co się z nim działo. Przecież tylko szedł z jakimś kolesiem na palarnię, żeby zapalić i pogadać, to nie powód do robienia z tego jakiegoś wielkiego halo!
Opanuj się, Greg!
Zeszli po schodach w milczeniu, a przed bocznymi drzwiami Mycroft założył na siebie marynarkę i szalik, który wyciągnął z aktówki, i razem przestąpili przez próg, prosto w objęcia zimnego wiatru. Z tym, że gdy znaleźli się na zewnątrz, nie było żadnego wiatru. Jedynie delikatny powiew od czasu do czasu dmuchał Gregowi w twarz. Odpiął więc guziki płaszcza i wraz z Mycroftem ruszył naprzód.
– Wiesz co? – odezwał się w końcu Greg, odpalając papierosa. Mycroft uniósł pytająco brwi, zajęty własnym papierosem. – Miałem nadzieję, że cię dziś spotkam.
Mycroft uśmiechnął się lekko i przekrzywił głowę.
– Większość ma tendencję do zmierzania w przeciwnym kierunku.
– W takim razie większość jest głupia – prychnął. – Poza tym, ja nie jestem większość.
– Nie – przyznał po namyśle. – Nie jesteś. Jest w tobie coś niespotykanego.
Zwalczył chęć zaczerwienienia się, z trudem, ale zwalczył.
– Więc... – zaczął dyplomatycznie. – Co to za ważne sprawunki załatwiasz z Antheą? Jeśli, oczywiście, wolno ci o tym mówić.
– Dlaczego miałoby nie być? – spytał i położył aktówkę na murku, opierając ją o metalowe przęsło z wbitymi na nie pustymi paczkami.
– No nie wiem, tajemnica narodowa? Brzmiało dość poważnie. Ja nie oceniam, ale – ściszył głos – mrugnij dwa razy, jeżeli jesteś agentem. Oglądałem „Jump Street”.
– Nic z tych rzeczy. – Machnął dłonią. – Zwykłe problemy z lokalem studniówkowym.
– No proszę, studniówka powiadasz? – mruknął niechętnie.
– Nie wyglądasz na zachwyconego.
Greg zaciągnął się dymem, wypuścił go przez nos, po czym usiadł obok aktówki Holmesa. Kompletnie o tym zapomniał, wciągnięty w wir szkoły i użalania się nad swoją osobą, ale, prawdę mówiąc, tkwiąc w błogiej niewiedzy i zapomnieniu żyło mu się znacznie lepiej.
Mycroft obrócił się tak, by móc spojrzeć mu w oczy. Serce Grega znów przyspieszyło.
– Chyba masz rację. Studniówka... – urwał i westchnął. – Nieważne. Z kim idziesz?
– Ja?
Nie takiej reakcji się spodziewał. Greg poprawił włosy, które zasłaniały mu pole widzenia i popatrzył na rudzielca podejrzliwie.
– Z tobą rozmawiam, tak.
– Wybacz, nie byłem przygotowany na to pytanie.
– Co w nim dziwnego? To raczej najczęstsze pytanie w klasie maturalnej, zaraz po „Gdzie chcesz iść na studia?” i „Czemu się nie uczysz?” – powiedział z udawanym przekąsem.
– Prawdopodobnie dlatego, bo w ogóle nie brałem pod uwagę wzięcia udziału w tym, jakże historycznym, wydarzeniu. – Mówiąc to, przyglądał się swoim oksfordom, jakby były najciekawszym obiektem na całym Bożym świecie. – I nie jest to kwestia sporna, podjąłem już decyzję.
– Naprawdę? Myślałem, że każdy chce iść na studniówkę. Wiesz, pamiętna noc i te sprawy, wielkie inferno przed maturą. Dziewczyny w mojej klasie tylko o tym gadają, normalnie nie mogę już tego słuchać.
– Gregory, zdaję sobie sprawę, że znajomość nawiązaliśmy niedawno i nie zdążyłeś mnie jeszcze poznać, ale powiedz, czy postrzegasz mnie za osobę, która partycypuje w podobnych ewenementach?
Greg wydął usta, a następnie zaczął się śmiać. Wyobraził sobie Mycrofta w kolorowym stroju i wrotkach, tańczącego do rytmów disco. Uśmiechnął się, widząc zmrużone oczy nastolatka.
– Co nie znaczy, że nie możesz zacząć – powiedział przez śmiech.
– To raczej wykluczone.
– No dobra. Więc nie idziesz na studniówkę.
– Zgadza się.
– Więc dlaczego się nią zajmujesz? Nie, serio pytam – dodał, gdy coś w twarzy Mycrofta się zmieniło, a jego ramiona się podniosły. – Bo myślałem, że tylko wybrana przez klasy grupa ma do tego prawo. Trójki klasowe na przykład. Ciekawi mnie to.
– Dyrektor uznał mnie za odpowiednią osobę na to stanowisko, i wcale mu się nie dziwię. Potrzeba twardej ręki i autorytetu, by zapanować nad stadem rozjuszonych rodziców i wypełnionych hormonami nastolatków i nieskromnie przyznam, że reprezentuję te właśnie cechy. Jestem obiektywny i niezaangażowany, więc moje kalkulacje będą chłodne, nic ich nie sfałszuje.
Na koniec wywodu rzucił filtr papierosa na ziemię. Gdyby Caroline tu była, na pewno by go przydeptała.
– To w sumie logiczne. Ale sam bym na to nie wpadł.
– Nie widzę powodu, dla którego miałbyś sobie w taki sposób uwłaczać.
– Wierz mi – Greg wystrzelił filtr spomiędzy palców – uwłaczanie sobie to moje hobby i jedyna rzecz, która mi wychodzi.
– Jest to w jakimś stopniu mechanizm obronny.
– Au aprés!
– Poczucie humoru twoje i Sherlocka niewiele się różni. – Zabrzmiało to co najmniej sentymentalnie.
– No to mu współczuję. Serio. Jeśli Sherlock też utożsamia się ze śmietnikiem albo ze starym, wyschniętym ogryzkiem, to... – urwał i pokręcił głową.
Mycroft uśmiechnął się nieco śmielej niż poprzednio, co roznieciło istny pożar w żyłach Grega. Zrobiło mu tak cholernie gorąco, mimo że temperatura wynosiła w przybliżeniu dziesięć stopni, a słońce chowało się za ciemnymi chmurami, dlatego ostentacyjnie zaczął się wachlować dłonią. Miał wrażenie, że spocił się, jak po prawdziwym maratonie w najgorętszy dzień lata. Zaraz po tym zadrżał niezauważalnie, bo zimny dreszcz przeszedł po całym jego ciele.
– Jest okrutnie ciepło, co nie? Nie wiem, to najcieplejszy listopad w moim życiu. Nie uważasz?
– Wręcz przeciwnie. Temperatura spada z każdą minutą.
– Och. – Niewiele myśląc, dodał: – Chcesz płaszcz?
Mycroft widocznie zesztywniał, a Greg mentalnie się spoliczkował.
Czy chciał płaszcz?!
Co to za propozycja?!
Bożebożebożeboże – przeleciało mu przez myśl.
– Dziękuję, ale nie trzeba.
Boże Najświętszy, uzna mnie za świra! – krzyczał w duchu, uderzając głową w wyimaginowany mur.
– Ale jakby co to się nie krępuj. – Greg, zamknij pysk. – Od tego ma się ziomków. – Błagam, przestań mówić, bo cię zabiję. – Od pożyczania sobie płaszczy, gdy drugiemu jest zimno. – Halo, policja? Chciałbym zgłosić przemoc słowną. – Tak się robi. – Zrobić to ja mogę piekło z twojego życia, jeśli zaraz nie zamkniesz tej pierdolonej mordy. – Wśród ziomków.
– Nie mam wątpliwości, że tak jest. Aczkolwiek nie mam porównania.
Świetnie, teraz Mycroft nas nienawidzi. Zadowolony? Ty i twój długi język. Odetnę go w nocy. Odgryzę, gdy będziesz spał, zobaczysz.
– Wiem, że proszę o dużo – jęknął Greg – ale zapomnij o tej żenującej sytuacji.
– To było bardzo miłe z twojej strony, jeżeli moje zdanie cię interesuje.
– Serio? – Greg w jednej chwili przestał obmyślać plan ucieczki z kraju.
– Owszem. Po prostu nie sądzę, by twój płaszcz był dość duży, by mnie pomieścić.
– A pierdolisz głupoty. – Nadmiar krwi stopniowo zaczął odpływać z jego twarzy. – Jesteś chudszy ode mnie! Spójrz!
Złapał się za brzuch i potrząsnął nim szybko. Co prawda, nie było tego wiele, ale wystarczyło, by zmusić Mycrofta do przewrócenia oczami. Mycroft nie odpowiedział. Greg za to wyciągnął kolejnego papierosa.
– Nie patrz tak na mnie – oburzył się Lestrade.
– Jak? – zdziwił się Mycroft, przykładając dłoń do piersi.
– No właśnie tak, jak patrzysz! – Wskazał palcem jego twarz.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – prychnął i odwrócił wzrok.
– Tak, wiem, za dużo palę, kiedyś mnie to zabije, bla bla bla... Codziennie to słyszę.
– Ale ja nie mam zamiaru cię pouczać. Jesteś całkowicie świadom swoich decyzji i ich konsekwencji. W zasadzie sam zapaliłbym jeszcze jednego, niestety mój zapas drastycznie zmalał dzisiejszego ranka, kiedy to Sherlock niepostrzeżenie dobrał się do mojej papierośnicy.
Greg zakrztusił się dymem, po czym prawie zakaszlał na śmierć.
– Sherlock pali?! – zapytał, gdy tlen znalazł drogę powrotną do jego płuc.
– Skądże! Za kogo ty mnie uważasz?
– Zabrzmiało to jednoznacznie...
– Sherlock podkrada mi papierosy, ale nie do użytku własnego. Jest to swoisty wymiar kary za ignorowanie jego zachcianek.
– Ou. Co takiego zrobił wielki brat, by sobie na to zasłużyć? – parsknął rozbawiony.
– Nie pozwoliłem mu jeździć po drodze publicznej.
– Ty bezduszna bestio...
– Wypraszam sobie! – krzyknął zawzięcie.
Greg z dziką satysfakcją obserwował Mycrofta, który z każdym zdaniem coraz bardziej się przed nim otwierał i ujawniał swoje ludzkie oblicze. Zabrakłoby skali, by zmierzyć jego radość. Pod fasadą opanowanego ważniaka, pełniącego najwyraźniej jakieś istotne funkcje, krył się sarkastyczny, zabawny nastolatek i fakt, że Gregowi udało się go wydobyć, napawał go ogromną dumą.
– No wiesz ty co, żeby nie pozwolić dzieciakowi rozwalić się na drodze... Jak podłym trzeba być?
– Nie wstyd mi za moje czyny. Walczę w słusznej sprawie.
Lestrade w końcu nie wytrzymał i przestał hamować śmiech. Mycroft również się zaśmiał, ale znacznie krócej i ciszej, lecz dźwięk ten umknął Gregowi.
– Boże, stary, dlaczego dopiero teraz się poznaliśmy? – spytał Greg i podał Mycroftowi papierosa. Mycroft przyjął go bez słowa sprzeciwu.
– Dziękuję. – Odpalił. – Każde z nas zajęte było swoim życiem?
– A jakiś mniej egzystencjalny argument?
– Nie jestem społeczną osobą.
– Ach, i dlatego tym bardziej doceniam to, że zgodziłeś się ze mną spotkać.
– Mówisz tak, jakby było to jakieś wyróżnienie.
– A nie jest?
– Nawet w najmniejszym wypadku.
Greg uniósł znacząco brwi, a Mycroft uśmiechnął się pobłażliwie.
Nie mógł pojąć, dlaczego rudowłosy miał o sobie takie mniemanie, ale nagle poczuł nieodpartą chęć wybicia mu z głowy tych wszystkich bzdur. Czy Mycroft Holmes miał kompleksy? Na punkcie czego?
– Sam powiedziałeś, że nie jesteś społeczną osobą. A jednak stoisz tu i gadasz ze mną od jakichś… – Spróbował szybko wyciągnąć telefon z kieszeni, ale pozycja siedząca mu to utrudniła. Usłyszeli dźwięk dzwonka. – Od jakichś dwudziestu minut. Ja cię rozumiem, bo sam nie lubię przebywać w towarzystwie ludzi – dodał, wzruszywszy ramionami.
– A jednak spędziłeś ze mną dwadzieścia minut – odgryzł się Mycroft podobnym tonem.
– Bo ty jesteś inny.
– Czuję się wyróżniony.
– Wiesz, mam wrażenie, że ta rozmowa zmierza w jakimś dziwnym kierunku – parsknął, przyglądając się uśmiechniętemu obliczu Mycrofta. – Déjà vu.
– Porzućmy więc ten temat.
– Okej. Powiedz coś po łacinie – poprosił Greg.
– Amicus certus in re incerta cernitur – wyrecytował bez zawahania.
– Mhm, mhm – zaczął kiwać głową – nie mam pojęcia, co to znaczy. Lucas umie tylko powiedzieć „Laura puella pulchra est”. Twoje brzmi zdecydowanie lepiej.
– Ponieważ nie zrezygnowałem z kształcenia się po drugiej lekcji.
Greg parsknął nieatrakcyjnie.
– Podsumowałeś go jednym zdaniem.
– Mógłbym jednym wyrazem, ale zważywszy na waszą przyjaźń się powstrzymam. – Uniósł kącik ust. – Twoja kolej.
– Na co?
– Powiedz coś po francusku.
I ot tak, w ułamku sekundy, Greg stracił kontrolę nad językiem, a w jego głowie pojawiła się czarna dziura, pożerająca wszystkie francuskie sentencje, którymi posługiwał się na co dzień. Mycroft na pewno znał francuski. Co, jeśli się przed nim zbłaźni? Tego by nie przebolał.
– Au besoin on connaît l'ami – wypalił bezmyślnie i skrzywił się malowniczo. – Tak, właśnie w takie zakątki wędruje mój umysł w chwilach stresu.
Mycroft uśmiechnął się tajemniczo, jakby coś wiedział, jakby Gregowi coś umknęło, coś oczywistego. Lub zwyczajnie wyśmiewał się z jego akcentu. Paranoja podpowiedziała mu, że drugi scenariusz był bardziej realistyczny.
Pierwsi uczniowie znaleźli się na palarni, głośno komentując skończone lekcje, i Greg zauważył, że dobry humor Holmesa znika, a na jego twarz znów wstępuje ponura maska, od której biło wyrachowanie i przeświadczenie o własnej wyższości. Mycroft zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił połowę dopiero co odpalonego papierosa, po czym z aktówką w dłoni praktycznie pobiegł do szkoły, nie zaszczycając Grega spojrzeniem ani pożegnaniem. Greg westchnął i oparł łokieć o kolano, a podbródek o zaciśniętą pięść, czekając na przybycie znajomych. Nie więcej niż dziesięć sekund później, stanął przed nim Lucas i Laura.
– Co ten fiut tutaj robił? – spytał Appleton i podał Laurze elektrycznego papierosa.
– Kto?
– Ty już dobrze wiesz. Bez nazwisk. Miałem dziś sprawdzian z angielskiego i jeśli ktokolwiek, kurwa, wygada się przed Standall, że ściągałem, będę miał przejebane.
Chwilę potem dołączyły do nich Claire, Caroline i Natalie.
– A, on – odparł Greg, marszcząc brwi. Lucas był widocznie wściekły. Na niego? Na Mycrofta? Nie podobało się to Gregowi, nie podobało mu się to, że nie wiedział, co złego zrobił i czy w ogóle coś zrobił. Presja mu nie służyła. Nie chciał wdawać się w konflikty. – Nic. Był tu, palił, skończył i poszedł.
– Gadał z tobą? – dopytywał Lucas.
– Weź mu daj spokój. Boże… – powiedziała Laura, nim Greg zdołał otworzyć usta. – Wstyd robisz.
– O co poszło z Sally?
Laura zaśmiała się nie przyjemnie, zagryzła wargę i przewróciła oczami. Znał tę reakcję.
– Pff, widzę, że już się poskarżyła. – Laura popatrzyła na Claire w poszukiwaniu potwierdzenia, ale Claire machnęła tylko ręką i wróciła do rozmowy z Caroline i Natalie. – Chuj wie, co jej się dzieje. Odjebało jej. Nie wiem, jest jakaś przewrażliwiona. Teraz będzie udawać, że tak bardzo ją skrzywdziłam. Atencyjna kurwa, nic więcej. Chyba mi nie powiesz, że miałam racji? Przecież jej włosy są odpychające. Co Anderson w niej widzi?
– Dopiero teraz jej włosy zaczęły ci przeszkadzać? – zdziwił się Greg. – Ma je od pierwszej klasy.
– No i co z tego? Mogłaby je uczesać chociaż raz w miesiącu...
Greg dłużej nie wytrzymał, wystrzelił filtr i ruszył w kierunku bocznych drzwi. Nie chciał jej słuchać.

~*~

Czas spędzony z Mycroftem był najlepszym, co go dziś spotkało, jednak wspólne siedzenie na palarni miało jedną wadę – Greg nie nauczył się na historię.
Cholera!
W dziesięć minut nie przeczyta siedmiu rozdziałów, to było niewykonalne. No cóż, po raz kolejny musiał powierzyć los swoim zdolnościom ściągania. Trudno. Nie żałował, było warto. Zrobiłby to drugi raz, gdyby mógł.
Sprawdzian napisał w mgnieniu oka, głównie po to, by przez resztę lekcji swobodnie pogrążać się w rozmyślaniach. A myślał o tym, że zmarnował dwa lata, podczas których nie podjął żadnych prób zapoznania się z osobą Mycrofta. Czy jego życie wyglądałoby inaczej, gdyby w tamtym roku spotkał Holmesa na palarni i go zaczepił?
Niestety potok jego myśli został brutalnie przerwany pod koniec historii, kiedy to nauczycielka poprosiła Olivię Turner, by przeczytała pytanie z zestawu ćwiczeniowego i na nie odpowiedziała. Jednakże Olivia zajęta była plotkowaniem z Roxanne i Sidney, więc nie odpowiedziała od razu.
– Zadanie drugie, tak? – chciała się upewnić dziewczyna.
– Tak – potwierdziła pani Dukemond, a Laura prychnęła głośno i szepnęła coś do Claire.
– A na której stronie?
– Sto sześćdziesiąt cztery.
– „Wymień stany, na których obszarze toczyły się...
– Drugie, słońce, nie pierwsze.
– Aha. Faktycznie „Wyjaśnij, na czym polegało strategiczne znaczenie doliny rzeki...” – zawiesiła się – „Missips...” Przepraszam. „Missisipi” – dokończyła koślawo i uśmiechnęła się do nauczycielki.
– To już jest żenada, żeby w trzeciej klasie nie umieć czytać – powiedziała Laura trochę zbyt głośno. Wszyscy na nią spojrzeli.
– Dobrze, Olivio, teraz wyjaśnij – kontynuowała nauczycielka.
– Przepraszam panią, ale nie odpowiem na to pytanie, bo nie umiem czytać – powiedziała obojętnie i zamknęła książkę.
Klasa trzecia językowa zamarła, nikt nie odważył się odezwać, prócz Laury, która wymamrotała coś pod nosem, a Claire zaśmiała się cicho. Greg otworzył usta w zdziwieniu.
Minęła minuta, dwie, trzy, Olivia nie wyjaśniła, na czym polegało strategiczne znaczenie doliny rzeki Missisipi, Laura nic od siebie nie dodała, a pani Dukemond zakaszlała niezręcznie.
– I co, Olivia, nauczyłaś się już czytać? – spytała Sidney z wrednym uśmiechem i zachichotała.
– Wiesz, nadal nic. Chyba powinnam rzucić szkołę.
– Sama jesteś żenada – wtrąciła Roxanne.
– Mam nadzieję, że nie polecą żadne ciężkie przedmioty – powiedziała nauczycielka, uważnie obserwując dziewczyny.
– No staniki na pewno nie polecą, bo nie ma z czego – prychnęła Roxanne, ku ogromnemu zadowoleniu pozostałych.
Zaczęły się śmiać, głośno i szyderczo, a najgłośniej z nich śmiała się Pauline, przy okazji czerwieniąc się, jak zresztą zwykle. Gregowi opadła szczęka, podobnie zareagował Dimmock, Anderson i Sally, z kolei Caroline, Natalie i Emily co rusz patrzyły na siebie z szeroko otwartymi oczami. Twarz Laury swym kolorem przypominała odcień szelek Mycrofta.
Roxanne trafiła w czuły punkt Laury. Jej załzawione oczy były tego dostatecznym dowodem. Claire zaklaskała powoli z pogardą, niestety słowny pojedynek przerwał dzwonek, na dźwięk którego Laura wybiegła z klasy, a w ślad za nią poszła Claire, Caroline, Natalie i Emily. Natomiast Greg nie mógł ruszyć się z miejsca i jeszcze przez bite dwadzieścia sekund wpatrywał się w roześmianą Olivię, Roxanne, Sidney i właściwie połowę klasy. Sally przytuliła się do Andersona, po czym oboje opuścili pomieszczenie.
W końcu otrząsnął się z początkowego szoku, spakował książkę i piórnik i w towarzystwie Dimmocka udał się na parking, ponieważ Victor zaproponował mu, że podwiezie go do domu. Drogę powrotną spędzili na odtwarzaniu żenującej wymiany zdań pomiędzy Laurą, Olivią i Roxanne, rechocząc wniebogłosy.