Ariana | WS | Blogger | X X

13.03.2017

Rozdział 10.

Rozmowa z Claire przebiegła nie tak, jak Greg by się tego spodziewał. Pomijając fakt, że wrócił do domu o jedenastej z dwiema litrowymi butelkami cydru w plecaku i z białą koszulką umazaną tuszem do rzęs i specyfikiem, którym dziewczyna malowała wymyślne kreski na powiekach, poszło całkiem… całkiem. Jak dla kogo, oczywiście. Łzy Claire nie świadczyły o jej dobrym samopoczuciu, więc właściwie nie mógł powiedzieć, że poszło dobrze, chociaż to nie on był powodem, dla którego słone łzy się polały. I to, według Grega, go usprawiedliwiało.
Spod Barts wyjechali godzinę po skończeniu lekcji, to właśnie na parkingu odbyły się wszystkie tłumaczenia ze strony nastolatka próbującego załagodzić sytuację. Greg wyjaśnił swoje podejście do sprawy i po kilku z trudem wyplutych zdaniach okazało się, że konwersacja ta była równie niezręczna dla niej, jak i dla niego. Claire była wyrozumiała, ale była też paranoikiem, często dopowiadała sobie niewypowiedziane słowa, tworzyła w głowie najróżniejsze – zazwyczaj nieprawdopodobne – scenariusze, zamartwiając się przy tym na śmierć, wysuwała pochopne wnioski, przez co więcej niż kilka razy musiała zmierzyć się z krępującą rozmową, taką jak ta.
Przyznała ze wstydem, że zaczęła podejrzewać Grega o żywienie jej wyższym uczuciem. Greg w mało subtelny sposób dał jej do zrozumienia, że było to wykluczone, ponieważ nie widział dziewczyny w takim świetle. Jeśli ją to uraziło, nie okazała tego, jednak Greg uważał, że znali się wystarczająco dobrze, by nie musieć przed sobą nic ukrywać.
Nerwy zrobiły swoje – wypalili co najmniej dziesięć papierosów, Greg nie miał pewności, stracił rachubę po czwartym, a to poskutkowało opustoszeniem paczki Claire, nad którym ubolewała tak długo i tak rzewnie, aż Greg zgodził się podwieźć ją do najbliższego Tesco. Przy kasie natknęli się na niebywałą promocję, z której grzechem byłoby nie skorzystać, dlatego po okazaniu dowodów osobistych zakupili sześć czerwonych Desperadosów i dwie butelki klasycznego cydru, na później dla Grega. Kupili też paczkę słonych Laysów, by nie kreować się na alkoholików.
Po wyjściu ze sklepu Claire zaproponowała przyjacielowi wspólny wieczór u niej w domu, a że Greg nie chciał spędzać tego dnia w samotności z chęcią się zgodził.
Dopiero za drzwiami pokoju Claire rozpętało się piekło. Dziewczyna z początku nie dawała po sobie nic poznać, śmiejąc się i żartując ze swojego nieszczęścia, co zwykła robić na każdym kroku, po czym wyciągnęła z szuflady biurka otwieracz, włączyła piosenkę ulubionego zespołu – Mumford and Sons, Greg dobrze ich znał – i zaczęła delektować się nabytym trunkiem. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, o maturach, o tematach maturalnych zadanych przez Lady Smallwood, o studniówce, wspomnieli również o Laurze i Lucasie z racji tego, że Laura lubiła się dzielić z Claire szczegółami swojego związku, a Claire nie potrafiła tego dusić w sobie i po prostu musiała się komuś wyżalić. Greg znał Laurę już od dwóch lat, wiedział, że z psychiką Christinsen było coś nie tak, ale wysłuchując opowieści Claire o jej hipokryzji i emocjonalnej martwicy coraz bardziej współczuł Lucasowi. Chłopak go irytował, owszem, jednak starał się patrzeć na całokształt, nie na pojedyncze epizody.
Greg w zamian wspomniał pobieżnie o sytuacji w domu, o nieustannie kłócących się rodzicach i chęciach natychmiastowej wyprowadzki, otrzymując od Claire współczujące westchnięcia.
Dobrze tak czasem ponarzekać w towarzystwie osoby, która rozumiała.
Przy czwartym piwie, czyli pewnej granicy Claire, dziewczyna wyznała, dlaczego tak naprawdę mu odmówiła. Mianowicie spodobał jej się Daniel, chłopak, który wraz z nim, Pauline, Claire, Dimmockiem i kilkoma innymi osobami uczęszczał do tego samego gimnazjum, a teraz chodził do klasy z Lucasem, i miała nadzieję, że to z nim spędzi ten wieczór. A gdy powiedziała, że Daniel nie zamierzał iść na swoją studniówkę, co dopiero czyjąś i nie spodziewał się jakiegokolwiek zaproszenia, zaczęła płakać. Tą informacją podzieliła się jedynie z Laurą, zważywszy, że miało to miejsce dnia wczorajszego i wciąż bolała ją sama myśl o tej żenującej sytuacji, którą nie chciała się dzielić z szerszym gronem przyjaciół. Później jedynie bełkot opuszczał jej usta. Greg nie był w stanie rozszyfrować słów Foster, więc uznał, że najlepszym wyjściem będzie przytulenie zapłakanej i zasmarkanej nastolatki.
W ten sposób na jego koszulce znalazł się tusz i ów specyfik do malowania kresek.
Gregowi było niezmiernie żal dziewczyny. Doskonale rozumiał ból po odrzuceniu, jedna konkretna rana w jego sercu nie zabliźniła się po dziś dzień, a minęło już ponad półtorej roku, dlatego chciał jej uświadomić, że nie było w tym nic złego. Nie pierwszy i nie ostatni. Byli jeszcze młodzi, do cholery, na pewno czekało ich mnóstwo rozczarowań i zawodów miłosnych, ale to właśnie one kształtowały człowieka, kształtowały jego osobowość i, przynajmniej na jakiś czas, ustawiały priorytety. Dlaczego osoba miała płakać z powodu tego, że ktoś jej nie docenił i nie zauważył potęgi uczucia, jakim był darzony? Ten ktoś powinien płakać, bo zrezygnował z kogoś, kto nigdy nie zrezygnowałby z niego.
Słowa te uspokoiły Claire. Słowa i kolejna butelka piwa.
Nie było się co oszukiwać, dziewczyna się upiła. Zazwyczaj dobrze radziła sobie z alkoholem, ale natłok emocji i duszonego w sobie wkurwienia skutecznie odbił się na jej silnej głowie, skutkując w zbyt wylewnej mowie, niekontrolowanym chichocie i delikatnym zataczaniu się. Z pijanego bełkotu Greg zdołał wyciągnąć jeszcze informację o jej egzaminie na prawo jazdy, który miał odbyć się za dwa dni w piątek z samego rana, i to była ostatnia rzecz, jaką od dziewczyny usłyszał zanim ta najzwyczajniej w świecie zasnęła. Zaniepokoiłby się, gdyby taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy, ale w pewnym sensie zdołał się już przyzwyczaić. Nastawił budzik w jej telefonie, zebrał wszystkie swoje rzeczy i po cichu wyszedł z domu. Dziękował Bogu za to, że rodzice Claire wyjechali na tydzień, by świętować rocznice ślubu i mieli wrócić dopiero jutro – nie chciał się z nimi mijać, przynajmniej nie teraz, gdy ich córka zaliczyła zgona w swoim pokoju. Zamknął drzwi na klucz, który potem schował pod leżący obok wycieraczki kamień i z przeciągłym westchnięciem pomaszerował do samochodu, gdzie spędził trzy minuty na głębokim rozmyślaniu.
Nic nie mógł poradzić na to, że sprawa Mycrofta wciąż zaprzątała mu głowę. Próbował skupić się na czymś innym, na przykład na problemach Claire, ale nagłe zniknięcie rudowłosego nastolatka nie dawało mu spokoju. A może po prostu urwał się z lekcji? Lucas mówił, że Mycroft znikał gdzieś raz w tygodniu. Tak, to prawdopodobnie to. Nie ma się o co martwić.
Z takim przeświadczeniem wrócił do domu. Jego rodzice od dawna już spali, co umożliwiło mu otworzenie butelki cydru bez zbędnych obaw, że w każdej chwili ktoś mógł wejść do jego pokoju. Słuchając Drake'a i przeglądając memy, opróżnił litrową butelkę i od razu poszedł spać.

~*~

– Zdałam! – krzyknęła Claire biegnąc w ich stronę. – Zdałam, zdałam, zdałam, zdałam!
– Moje gratulacje! – odpowiedziała Caroline i przytuliła Claire.
– Dzięki! O Boże, nawet nie wiesz, jaka jestem spocona. Dosłownie mam mokre plecy.
Foster ściskała w dłoni papierek, na którym widniał napis „Pozytywny” i pieczątka egzaminatora. Uśmiechała się tak szeroko, że Grega aż zabolała szczęka.
– To gdzie jedziemy? – spytała Natalie.
– Gdzie tylko, kurwa, zechcesz.

~*~

Obudziwszy się w sobotę wcześnie rano o trzynastej, Greg nie miał pojęcia, jak znalazł się w swoim pokoju. Szczerze mówiąc, nie wiedział, jak znalazł się w swoim domu, ale skoro wciskał twarz w swoją poduszkę, uznał, że nie miało to większego znaczenia.
Na początku odnotował, że bolało go całe ciało, bez wyjątku. Nawet oddychanie sprawiało mu ból. Jęknął żałośnie i przewrócił się plecy, wypuszczając z trudem powietrze. Postanowił nie ruszać się aż do wieczora, jednak uciążliwa suchość w gardle skutecznie wypchnęła go z łóżka. Z niesmakiem zauważył, że wciąż miał na sobie czarne jeansy i zieloną koszulę, a krawat, który jeszcze kilka godzin temu zdobił jego szyję, obwiązany był wokół jego nogawki. Ignorując wrzeszczące z bólu mięśnie pomaszerował do kuchni, gdzie za jednym razem wypił dwie szklanki wody z kranu. Była ciepła i obrzydliwa w smaku, ale jednocześnie była najpyszniejszą rzeczą, jaką Greg posmakował w swoim życiu. Jego ojciec rzucił jakiś komentarz, ale Greg go nie usłyszał, aktualnie w dupie miał wszystkie komentarze rodziców na temat „ostrego balowania”. Ze szklanką wody w ręce wrócił do pokoju, gdzie kontynuował umieranie.
Jedyne, co zapamiętał z osiemnastki Claire to nieustannie lejące się litry wódki, zajebiście dobre jedzenie, wymiotującą o dziesiątej Laurę i krzesło zniszczone przez kuzyna solenizantki, Tylera, lecz wspomnienia te całkowicie mu wystarczały. Dawno nie wlał w siebie tyle alkoholu… Dawno też film nie urwał mu się po drugiej godzinie imprezy, a to bądź co bądź o czymś świadczyło.
Aby rzucić nieco światła na zamglone urywki wydarzeń dnia poprzedniego, sprawdził Snapchata wszystkich osób, które razem z nim spędziły wieczór w restauracji La Rossa. Sprawdził po kolei: Claire, Caroline, Emily, Laura, Dimmock, Sally, Anderson, Lucas, Michael, Tyler, Elizabeth, Hillary i Nicole. Na końcu sprawdził swoje MyStory i to, co zobaczył, wcale mu się nie spodobało. Skoro wiedział, że nie potrafił tańczyć, dlaczego uparcie próbował sobie udowodnić, że było inaczej?
– O mój Boże… – mruknął, chowając twarz w dłoniach. – Przecież to jest… Przecież to jest żenujące...
Prawie każda z wymienionych wcześniej osób uwieczniła jego taniec z chrzestną Claire. Jeżeli to w ogóle można było nazwać tańcem, rzecz jasna... Wolał żyć w błogiej nieświadomości. Jak on się teraz pokaże w domu Claire?
Odpowiedź brzmiała następująco: nie pokaże się. Już nigdy. Koniec kropka. Oby tylko Claire nie miała mu tego za złe. Claire i mąż jej chrzestnej…
Przyłożył poduszkę do twarzy i zaczął krzyczeć.