Ariana | WS | Blogger | X X

21.01.2017

Rozdział 6.

Obudził się nagle, z dziwnym wrażeniem nieznajomości obecnego roku ani miejsca swojego pobytu. Pierwsza w oczy rzuciła mu się ciemność. Nie mógł więc być ranek, nie musiał więc iść do szkoły. To mu na razie wystarczało. Kiedy właściwie zasnął? Umył się przed pójściem spać? Nie przypominał sobie, by mył zęby, ani by się przebierał w ubranie wygodniejsze od ciasnych spodni i czarnej koszuli w czerwone gwiazdki, która, nawiasem mówiąc, przyklejała się do jego ciała. Podniósł się do pozycji siedzącej, spocony i zdezorientowany, po czym automatycznie sięgnął po telefon z zamiarem sprawdzenia godziny.
– Ja pier... – mruknął do siebie ochrypłym głosem. Odchrząknął zalegającą mu w gardle flegmę, krzywiąc się przy tym z obrzydzenia i rozpiął guziki koszuli. – Zajebiście. No zajebiście. Brawo, Greg.
Godzina druga czterdzieści siedem perfidnie śmiała mu się w twarz i wypominała wcześniejsze postanowienia. Opadł na poduszki, nie zauważając przy tym wpiętej do kontaktu ładowarki, która pod ciężarem jego ciała wypięła się i uderzyła go w głowę. Warknął, zdenerwowany swoim szczęściem. Ładowarka nie mogła się przecież wypiąć w momencie, gdy spał i obojętny był na bodźce zewnętrzne, musiała wypaść akurat teraz i prawie wybić mu oko – wszechświat pogrążyłby się w chaosie, gdyby chociaż przez minutę nie przytrafiało mu się nic złego, naturalny porządek rzeczy przestałby istnieć, a na ulicę wypłynąłby tłum rozsierdzonych ludzi domagających się obalenia monarchy. Westchnął westchnięciem potępionych i zamknął na powrót oczy.
O dziwo nie był zmęczony. O dziwo nie chciał wracać do krainy pięknych snów. To znaczy chciał, chciał i to bardzo, ale jego mózg najwyraźniej się na to nie godził. Co w takim razie miał zrobić Greg? Wyjątkowo się wyspał – nic w tym zdumiewającego, odpłynął na ponad dziesięć godzin, co znacznie przekraczało jego dzienne zapotrzebowanie snu i nieważne, jak mocno się starał, nie potrafił znów zasnąć. Miał zatem znaleźć sobie jakieś zajęcie, albo kilka w tym wypadku, które utrzymałyby go na nogach do godziny szóstej trzydzieści?
Nienawidził takich sytuacji. Nie był to pierwszy raz, gdy przesypiał cały dzień i budził się w środku nocy. To zawsze skutkowało wzmożonym zmęczeniem w szkole, nie potrafił wtedy normalnie funkcjonować, oczy zamykały mu się samoistnie, a otoczenie denerwowało go bardziej niż zwykle.
Dla zabicia czasu postanowił sprawdzić wiadomości i media społecznościowe. Cóż, nie był zadowolony z tego, co zobaczył. Plan lekcji się zmienił. Po zmianie mieli cztery razy zaczynać lekcje o ósmej i aż raz o dziewiątej trzydzieści pięć, w dodatku dwa razy kończyliby o piętnastej pięć, raz o czternastej pięć i dwa razy o trzynastej. Jakby zmartwień było mu mało, godzina wychowawcza została przeniesiona z czwartku na wtorek, co oznaczało, że już jutro, a właściwie dzisiaj musiał zadecydować, czy wybiera się na studniówkę i czy na tej studniówce będzie mu ktoś towarzyszył. Zemdliło go na tę myśl. Studniówka była ważnym elementem życia maturzystów, przynajmniej tak powtarzała Laura, dlatego nie wyobrażał sobie, by w niej nie uczestniczyć, jednak nie wyobrażał sobie również, by iść na nią w pojedynkę. Ponownie spojrzał na ekran telefonu i przeskanował wzrokiem żółtą tabelkę. Godzina wychowawcza widniała na pierwszym miejscu w kolumnie. Nie zdąży porozmawiać z Claire.
Wstał z łóżka i wyłowił z kurtki paczkę papierosów i niebieską zapalniczkę z Bica, a następnie wyszedł z pokoju i pomaszerował na strych, który służył jego rodzicom za palarnię. Starał się być cicho, więc naturalnie po drodze dobił do krzesła, wywracając je tym samym, a dźwięk upadku ciężkiego przedmiotu na drewnianą podłogę rozszedł się echem po całym domu. Przeklął pod nosem, rozmasował obolały piszczel i po omacku podniósł krzesło. Kuchnia stanowiła prawdziwy tor przeszkód. Po uprzątnięciu bałaganu skierował się do drzwi prowadzących na strych. Ta część była najtrudniejsza, ponieważ podłoga w korytarzu skrzypiała pod naporem choćby najmniejszego ciężaru, dlatego musiał ostrożnie stawiać każdy krok. Latarką w telefonie oświetlał sobie drogę, by nie doszło do podobnego incydentu. Musiał jeszcze przemierzyć siedemnaście schodów, których wielkość i rozmieszczenie znał na pamięć, a gdy końcu znalazł się na strychu, gdzie spokojnie usiadł na jednym z dwóch foteli, odpalił papierosa z walącym sercem. Podczas, gdy matka wiedziała o jego nałogu, ojciec niczego nie podejrzewał i Greg pragnął ze wszystkich sił, by ten stan rzeczy się nie zmieniał. Odkąd zaczął jeździć, desperacko potrzebował pieniędzy, czy to na paliwo, czy to na papierosy lub drobne wydatki, jak na przykład śniadanie bądź zapalniczka, którą nad wyraz często gubił, i nawet nie chciał myśleć, co by się stało, gdyby ojciec przestał wypłacać mu kieszonkowe. Na szczęście o trzeciej w nocy nie musiał się martwić o niespodziewany nalot na strych i w spokoju mógł zwiększyć swoje szanse na zachorowanie na raka płuc.
Snapchat pełny był zdjęć i krótkich filmików przedstawiających nienawiść, jaką ludzie darzyli poniedziałki. Laura uczyła się niemieckiego, Dimmock siedział u Camille, Claire oglądała horrory, Anderson zabrał Sally do wesołego miasteczka, czyli wszystko toczyło się swoim tempem. Lucas natomiast imprezował z Jamesem, Danielem, Seanem, Jacobem, Jonathanem, Michaelem i Tylerem, co najprawdopodobniej przysporzyło Laurze białej gorączki, a to z kolei z pewnością odbiło się na Claire. Greg zaśmiał się cicho i wszedł na Facebooka. Nie miał pojęcia, dlaczego to zrobił, może z przyzwyczajenia, i od razu tego pożałował. Pauline dodała nowe zdjęcie, na którym całowała Petera w policzek. A jeszcze niedawno narzekała, że chłopak wyzywał ją od „szmat” i zabraniał jej wytatuowania swojego ciała. Nie widział sensu w snuciu przypuszczeń na temat ich wątpliwej przyszłości, dlatego przewinął tablicę dalej. Claire Foster i Matthew Collins zostali przyjaciółmi.
– Wczas.
Pokręcił głową i kliknął malutką ikonę podniesionego kciuka. Po chwili przeglądania tablicy swojego ulubionego aktora ze smutkiem zauważył, że tytoń w jego papierosie się skończył, więc wrzucił filtr do starej puszki po piwie i zszedł na dół. Rzucił telefon na łóżko, podniósł z dywanu spraną koszulkę zespołu System of a Down i stare dresy i powędrował do łazienki, chcąc zmyć z siebie brud dnia dzisiejszego. Na widok swojego nagiego odbicia w lustrze uznał, że przydałoby się odwiedzić siłownię. Zajmie się tym, ale dopiero za jakiś czas. Jakby nie patrzeć, o trzeciej w nocy jego możliwości były ograniczone, a z nadejściem nowego dnia mógł zacząć wcielać w życie swoje plany.
Umył się szybko, po czym wrócił do łóżka, a gdy się położył, z radością odnotował, że ogarnęło go upragnione zmęczenie.

~*~

Tak, jak przewidywał, poranek był nie do zniesienia. Oczy piekły go niemiłosiernie, nie potrafił ich nie zamykać co kilka sekund na dłużej niż pół minuty, a każda część wydawała się nie chcieć z nim współpracować, jednak po czterech latach przyzwyczaił się do takich poranków i z tego powodu nie okazywał swojego poirytowania. Zamiast wymierzania siarczystych przekleństw w kierunku wszystkiego, co nawinęło mu się pod nos, zrobił sobie śniadanie. Po namyśle zrobił też dwie kanapki do szkoły.
W drodze do Barts rozmyślał o tym, jak powinien zaproponować Claire, by została jego studniówkową partnerką. Nie chciał, żeby propozycja ta cokolwiek między nimi zmieniła, więc to musiał zaznaczyć na wstępie. Potem pewnie przedstawi jej swoją obecną sytuację i zwróci uwagę na to, że ona także nie miała z kim iść i właśnie dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli pójdą razem.
Z tym przekonaniem zaparkował samochód na tyłach szkoły, gdzie zdążył jeszcze wypalić ostatniego papierosa z tej paczki, po czym ruszył do znienawidzonej placówki edukacyjnej z duszą na ramieniu.

~*~

Wpisując swoje nazwisko na listę, czuł nieprzyjemny ścisk w żołądku. Popatrzył na Claire droczącą się z Caroline.
– Idziesz z Camille? – spytał Greg i nieobecnie podał kartkę Sally.
– Chyba tak – powiedział Dimmock i popatrzył na niego. – O ile do tego czasu nie zerwiemy. A ty z kim idziesz?
– Też chciałbym wiedzieć.
– Stary, spokojnie. Masz dużo czasu, dopiero połowa października. To są... prawie cztery miesiące. Chill, znajdziesz kogoś, a jak nie to zawsze możesz iść sam. Albo ci zorganizuję jakąś laskę, wystarczy słowo.
– Dzięki, na ciebie zawsze można liczyć. – Greg poklepał go po plecach.
– Od tego jestem – powiedział Dimmock ze szczerym uśmiechem.
Iść na studniówkę samemu czy z kimś, kogo nie znał – Greg nie mógł zdecydować, która opcja była gorsza.

~*~

– Claire! – krzyknął Greg, biegnąc za oddalają się w stronę pobliskiego banku Claire. Starał się przy tym nie wywrócić, co rozwiązane buty uparcie mu utrudniały. – Foster, zatrzymaj się!
Dziewczyna wybrała odpowiedni moment, ponieważ odwróciła się właśnie wtedy, gdy Greg potknął się o swoje sznurówki i twarzą wylądował na brudnym chodniku.
– Boże, Greg! Wszystko w porządku?!
Claire czym prędzej do niego podbiegła i kucnęła przy zwijającym się z bólu Gregu.
– To było zamierzone – jęknął i obrócił się na plecy. – Błagam, powiedz, że nikt tego nie widział.
– Nie mogę cię okłamywać – powiedziała ze skwaszoną miną. – Ludzie się gapią.
Niestety przekorny los chciał go upokorzyć na oczach grupy ludzi stojących na przystanku, bo inaczej nie mogło być. Greg otarł pył z twarzy i podparł się na słabych rękach. Claire pomogła mu wstać, a następnie zaczęła otrzepywać gałązki i suche liście z jego pleców i spodni, odkładając torebkę na ziemię. Oddalili się nieco, głównie za namową Grega, który jak najszybciej chciał znaleźć się z daleka od świadków jego upadku. Spojrzał na roztarganą kurtkę i dziurę na kolanie i westchnął ciężko.
– Takie są teraz modne – próbowała go pocieszyć Claire.
– Świetnie. To była nowa kurtka!
– Może da się ją zaszyć?
– Zaszyj też dziurę w moim budżecie. No nie, jak ja się pokażę matce...
– A nie przyzwyczaiła się już? – zapytała, nieumiejętnie starając się powstrzymać śmiech. – Przepraszam, słońce. Nic ci nie jest?
– Zdarte kolano i łokieć, nic, z czym sobie nie poradzę. Dobra, a teraz zapomnijmy o tym, co się przed chwilą wydarzyło. – Z trudem przełknął ślinę. – Musimy pogadać.
– Oho, brzmi poważnie. Coś przeskrobałam? Nie wiem, skąd Laura ma te zdjęcia, słowo...
– Co? Nie, nie o to chodzi. Chciałem zapytać... Chwila. Jakie zdjęcia?
– Jakie zdjęcia? – spytała głupio i przybrała maskę niewiniątka.
– To ja pytam... – Pokręcił głową – Nieważne, i tak się dowiem.
– Oby nie – mruknęła cicho i podrapała się po nosie. – No więc, o co chciałeś zapytać?
Nie zauważył, kiedy ręce zaczęły mu się trząść. Schował je zatem do kieszeni, ignorując piekące otarcia na kłykciach i niepewnie spojrzał na Claire, która w tym czasie wyciągała ostatnie kamyczki z jego włosów. Wziął głęboki wdech.
– Nastąpiła taka sytuacja… Wiesz, jakie jest życie, co nie? No, i podziało się tak… W sumie nie jestem zdziwiony, mogłem się tego spodziewać. Ale nie spodziewałem i to chyba tutaj popełniłem błąd. No ale teraz już wiem, by nigdy więcej tak nie robić, chociaż, jak znam siebie, i tak to zrobię i tak, bo nie mam kontroli nad sobą i…
– Greg – przerwała mu Claire. Dzięki Bogu. – Mów do mnie treścią.
Chryste, dlaczego to było tak stresujące? Dlaczego nie mógł mówić i myśleć jednocześnie?
– Z kim idziesz na studniówkę? – wydukał w końcu, czerwieniąc się jak idiota.
– Nie wiem jeszcze, a co?
Claire wydawała się nie rozumieć aluzji, co jedynie utwierdzało Grega w przekonaniu, że ten pomysł jednak nie zaliczał się do najlepszych. Ich przyjaźń była zbyt głęboka. Dałby sobie rękę uciąć, że dziewczyna nawet nie brała pod uwagę tego, by Greg mógł złożyć jej taką propozycję, a to utrudniało mu wykrztuszenie z siebie tego konkretnego pytania.
– Bo… No wiesz… – zaciął się.
– Właśnie chyba nie do końca. – Uniosła brwi w oczekiwaniu.
– Ja też nie wiem z kim pójdę – prawie wyszeptał.
– Mhm, okej, tak, i co w związku z tym?
Jej wzrok wypalał dziurę w głowie Grega. Czemu nie mogła się domyślić?! Bardzo ją lubił, ale czasem doprowadzała go do szewskiej pasji.
– Pomyślałem sobie, że może w takim razie… byśmy… mogli… pójść r–razem może? – dokończył słabo i wypuścił ze świstem powietrze, wyciągając dłonie z kieszeni.
Claire zamrugała szybko, widocznie zbita z tropu. Gregowi serce biło jak szalone i podejrzewał, że nie usłyszałby jej słów z powodu krążącej z zawrotną prędkością krwi w jego żyłach, dlatego ucieszył się, że milczała. Słyszał swoją pulsującą krew. Słyszał ją długo, aż przestał ją słyszeć i dopiero wtedy zaczął się niepokoić. Claire cały czas milczała. To było denerwujące!
– Powiedz coś – ponaglił Greg, wyłamując palce.
– Czekaj… Zaskoczyłeś mnie – powiedziała bez choćby grama humoru w głosie, co było dość niespotykane, zważywszy na jej pogodne usposobienie.
– Nie tylko ciebie… Ja wiem, że to brzmi dziwnie i nie chcę, żeby to skomplikowało nasze relacje, po prostu… Nie mam z kim iść, a nie chcę iść sam i pomyślałem, że skoro ty też nie masz partnera to może ułatwimy sobie życie, przy okazji trochę zaoszczędzimy i pójdziemy razem. Jako przyjaciele – dodał, chcąc podkreślić, że prośba ta pozbawiona była jakiegokolwiek podtekstu.
Claire uśmiechnęła się przepraszająco i Greg już wiedział, co go czekało.
– Greg, ja... Ja najmocniej cię przepraszam, ale…
– Dobra, nie musisz się tłumaczyć – powiedział i machnięciem dłoni uciszył przyjaciółkę. – Rozumiem.
Właściwie, nie rozumiał. Za cholerę nie rozumiał, ale wolał stwarzać takie pozory niż do końca się ośmieszać. Wystarczyło mu upokorzeń na dziś.
– Greg, nie, to nie jest tak, że to twoja wina… – Claire przeczesała swoje brązowe włosy nerwowo. – Po prostu nie wiem, czy w ogóle na nią idę, a jeśli bym się na przykład rozmyśliła to zostałbyś bez partnerki dzień przed. Poza tym… Ja już tak jakby mam kogoś na oku. – Skrzywiła się nieznacznie. – Przepraszam, słońce.
Greg westchnął cicho, po czym wyciągnął pogniecioną od upadku paczkę papierosów, z której wybrał najmniej uszkodzonego i wsadził go sobie do ust. Jego ostatnia deska ratunku właśnie odpłynęła, zostawiając go samego na pastwę przeraźliwego sztormu. W czarnych barwach widział swoją przyszłość.
– Nie no, nic się nie stało – mruknął w końcu, wydmuchując niebieskawy dym. – Serio. Zapomnij o tym, nie było tematu.
– Greg… – jęknęła Claire żałośnie. – Naprawdę mi przykro.
– Bez powodu. – Marna imitacja uśmiechu wstąpiła na jego twarz. – Ja się będę zmywał, matka chciała, żebym od razu po szkole przyjechał do domu, także tego... – Wymyślił wymówkę na poczekaniu. – Cześć.
I ruszył w stronę Barts, nie czekając na jej odpowiedź, nie chcąc widzieć litości w jej oczach, nie chcąc słyszeć zakłopotania w jej głosie. W myślach przeklinał siebie i swoją naiwność. Dlaczego w pierwszej kolejności założył, że dziewczyna się zgodzi? Miał ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania.
Idąc wąską uliczką między kamienicami a komisariatem policji, mijał uczniów zmierzających na przystanek. Wydawało mu się, że każdy z nich wiedział, że patrzyli na niego i drwiąco się uśmiechali, by następnie śmiać się za jego plecami i wytykać palcami. Nie mieli prawa wiedzieć, ale to się dla Grega nie liczyło. Ich ciekawskie spojrzenia mogły być usprawiedliwione jedynie wiedzą o jego wygłupie. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim samochodzie i wrócić do domu, gdzie w spokoju mógłby umierać przez resztę dnia. Przeszedł obok piaskownicy, przy której Claire, Caroline, Natalie, Emily i Laura codziennie rano spotykały się na papierosa. O Boże, a jeśli dziewczyna powie im o tym zdarzeniu? Nie, Claire taka nie była. Jego prośba była krępująca zarówno dla niego, jak i dla niej, na pewno nie wygada się przed nikim. A przynajmniej chciał w to wierzyć.
Po trzech minutach szybkiego marszu dotarł na parking. Wpakował się do czarnego auta i z niesmakiem zauważył pięć puszek po napojach energetyzujących w drzwiach oraz pudełka po kanapkach śniadaniowych z McDonalda na tylnym siedzeniu. Obiecywał sobie, że zawsze będzie dbał o porządek w dziewiętnastoletniej Ibizie i rzetelnie trzymał się postanowienia przez… dwa miesiące, później wrzucał wszelkie możliwe śmieci za siebie i nie zważał na gromadzący się z tyłu syf. Powinien tu posprzątać. Włożył kluczyki do stacyjki, włączył zapłon i czekał, aż nowe radio wróci do żywych po głębokim śnie. „Renegade” zespołu Styx niemalże rozerwało jego bębenki uszne, dlatego natychmiast rzucił się do pokrętła, by wyciszyć piekielne wrzaski. Przyłożył dłoń do dudniącego serca.
– Czemu zawsze słuchasz muzyki tak głośno, idioto? – spytał sam siebie i odpalił silnik. – To jest niezdrowe. Kiedyś przyprawisz się o zawał.
Wyjechał z parkingu, narzekając na przechodzący przez pasy korowód uczniów, i ruszył w kierunku domu. Mimowolnie pogłośnił radio. Gdy tak jechał jedną z mniej zatłoczonych uliczek Londynu, dostrzegł dziwnie znajomy czarny płaszcz okrywający dziwnie znajomą drobną sylwetkę z ciemnymi, kręconymi włosami. Zwolnił nieco, by lepiej się przyjrzeć ów istotce, po czym opuścił szybę i krzyknął:
– Oi! Sherlock, tak?
Sherlock zatrzymał się i popatrzył na Grega, który w tym samym momencie zgasił silnik.
– Zakładam, że już kiedyś się spotkaliśmy – powiedział chłopiec – musiało to jednak być nic nieznaczące spotkanie, ponieważ nie potrafię przypasować twojej twarzy odpowiedniego nazwiska.
– Ciebie też miło widzieć – sarknął Greg. – Chciałem tylko zapytać, czy znów urwałeś się ze szkoły?
Sherlock zmrużył oczy.
– Nie jest to kwestia, którą powinieneś zaprzątać swój ograniczony umysł. Moje uczestnictwo w zajęciach lekcyjnych, irytujących jakimi są, to tylko i wyłącznie moja sprawa.
– Ile ty masz lat? Dziesięć? Nie masz nic do gadania, jeśli chodzi o twoją edukację.
– Widzę, że rozumiesz ironię.
– No patrz, umiem myśleć – powiedział Greg z krzywym uśmieszkiem.
– W to powątpiewam. Zaczepiasz nieletnich na ulicy, ktoś mógłby wyciągnąć pochopne wnioski.
– Nikomu nic się nie stanie, jeżeli nie zaczniesz krzyczeć.
– W dodatku mi grozisz.
– Och, daj spokój. Twój brat wie, że tutaj jesteś?
– Mój brat żyje w przekonaniu, że w tym momencie wysłuchuję poematów Jenkinsa o tym, jak ważna w tych czasach jest segregacja śmieci. Dla jego własnego dobra nie chcę, by ktoś udowadniał mu, że jest w błędzie. Poza tym, mój wiek nie ma żadnego znaczenia, czas jest jedynie wymysłem ludzi, złudzeniem, nijak się ma do…
– Bardzo to wszystko ciekawe, ale muszę ci przerwać.
– Nie będzie mi przerywał byle członek niższej warstwy społecznej! – zaperzył się. – Zdajesz sobie sprawę…
– O, znowu to zrobił! No jak on mógł… Została mu tylko gilotyna. – Greg dramatycznie przyłożył rękę do czoła.
– Cieszy mnie to, że pojmujesz zagrożenie, w jakim się znalazłeś. Mycroft istotnie ma możliwość zlecenia twojej egzekucji.
– Wielki brat patrzy?
– Nie będę tracił czasu na wyjaśnianie…
– Albo mu powiesz, że uciekłeś, albo będę musiał cię odwieźć do domu.
– Co to za ultimatum, w którym szanse nie są wyrównane?
– Moje ultimatum.
– Nie próbuj swoich sił w mediacji, to nie pasuje do twojego rynsztokowego wizerunku.
– Młody, nie zniechęcisz mnie, nie ma opcji. Będę cię miał na sumieniu, jeśli jutro przeczytam twój nekrolog, a no jednak chciałbym zasypiać w spokoju przez najbliższe pół roku.
Sherlock wydawał się coś kontemplować, czego dowodem była malutka zmarszczka formująca się między jego brwiami, po czym uśmiechnął się  minimalnie. Było to ledwie uniesienie kącika ust, może zwykłe drgnięcie, spazm mięśni, tik, lecz to Gregowi wystarczyło.
– W porządku. Odtransportuj mnie do domu. Lecz po drodze chciałbym jeszcze gdzieś wstąpić.