Ariana | WS | Blogger | X X

16.11.2016

Rozdział 2.

Rok szkolny ruszył pełną parą. Laura miała rację – w piątek jedynym temat, któremu nauczyciele poświęcali czas, była właśnie matura, co nie podniosło uczniów klasy trzeciej językowej na duchu, a wręcz przeciwnie. Powtarzanie, że od egzaminu dojrzałości zależała ich przyszłość, skutecznie zmotywowało Grega do działania.
W sobotę założył zeszyt do matematyki. Uznał to za krok na przód i był z siebie bardzo dumny, zważywszy na jego poczynania w maju i w czerwcu, skutkujące zapisywaniem wzorów funkcji trygonometrycznych na ostatnich kartkach zeszytu do języka niemieckiego. Właściwie był to także zeszyt do historii i wiedzy o społeczeństwie, ale to nie miało większego znaczenia w porównaniu do odstąpienia Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej, więc chłopak skromnie założył, że jego zbrodnie zostały mu wybaczone i nie miał się czym martwić.
Z równie wielkim entuzjazmem uczniowie powitali zapowiedź pierwszej kartkówki z matematyki i testu diagnostycznego z języka francuskiego oraz niemieckiego, jak i sprawdzian z języka angielskiego z materiału przerabianego w tamtym roku szkolnym. Chociaż prawdopodobnie Pauline nie posiadała się ze szczęścia na wieść o przyszłych testach. Jako jedyna z klasy.
Jej zapał do nauki nie był powodem, dla którego Greg darzył ją szczerą nienawiścią, nie, ten etap życia, gdzie wyśmiewał się z osób dostających dobre oceny i odrabiających zadania domowe na bieżąco już dawno odszedł w zapomnienie. Sam stał się kimś takim. Pomijając, oczywiście, matematykę. I przyrodę, ale winą mógł obarczyć niekonsekwentne nauczycielki. Co jak co, liceum zmienia człowieka.
Kiedyś przyjaźnił się z Pauline. Nie tak dawno w zasadzie, jeszcze przed rozpoczęciem wakacji nadal ze sobą rozmawiali i siedzieli razem na niektórych lekcjach, dzięki czemu Pauline miała w klasie kilku znajomych więcej, jednak wydarzyło się coś, co przelało szalę goryczy. Greg wcześniej zaobserwował u niej irytujące nawyki, lecz nie wyciągał pochopnych wniosków i nie zamierzał nic z tym robić – w końcu znał ją prawie czternaście lat; ich relacje miały swoje wzloty i upadki, jak zresztą każde ludzkie relacje, a on nie zaliczał się do grupy ludzi, która skreślała kogoś za błahostki. Chłopak Pauline stanowił problem. Pomijając fakt, że ubliżał jej na każdym możliwym kroku, Peter odważył się nazwać Claire „dziwką” na jednej z imprez w pobliskim barze, bo dziewczyna zaakceptowała kufel piwa od chłopaka, który się jej spodobał. Wieści szybko się rozeszły. Claire była Gregowi bardzo bliska. Claire była najlepszą przyjaciółką Pauline. Pauline nie stanęła w jej obronie. Tego Greg nie mógł jej wybaczyć.
A gdy Greg i Claire postanowili odciąć się od Pauline, odciął się też Dimmock, Sally, Anderson, Laura, Billy i Tommy, Caroline, Natalie i Emily. W ten sposób w ich klasie uformowały się kolejne obozy, pogrążające się w biernej wojnie domowej.
O tym i o innych tego typu konfliktach Greg mógłby opowiadać godzinami, bo w klasie trzeciej językowej sporów nie brakowało, ale Greg naprawdę nie czuł się w humorze na roztrząsanie tych nastoletnich dramatów.
Tak im minęły pierwsze dwa tygodnie września. Oceny zaczęły się sypać, tak jak sypał się popiół z papierosów palonych na szkolnej palarni. Zdumiewającym było to, że jak dotąd żaden nauczyciel informatyki nie złożył im wizyty w celu uwiecznienia na zdjęciu ich karygodnego zachowania i braku poszanowania dla regulaminu szkoły. Nikt nie narzekał, zwłaszcza, że drzwi znajdujące się przy schodach do szatni pozostały otwarte od rozpoczęcia roku, przez co nie musieli iść dłuższą drogą, a to pozwalało im zaoszczędzić dwie cenne minuty przerwy.

~*~

Imprezy u Dimmocka stały się niepisaną tradycją ich paczki przed trzema laty. Przynajmniej raz w miesiącu wszyscy przyjeżdżali do niego z różnych części Londynu, by w zaciszu małego domku z pełnym wyposażeniem – nazywanym również gołębnikiem z racji przechowywanych w nim pucharów i dyplomów za osiągnięcia „gołębiarskie” – upić się do nieprzytomności, ale najczęściej zwyczajnie porozmawiać w przyjemnym towarzystwie, beztrosko się pośmiać i odreagować szkolny stres, który per se stresem nie był według większości nauczycieli, lecz dla zgromadzonych słowo nauczyciela nie miało znaczenia w dni wolne od nauki, więc pieprzyć to. Nie przebywali wtedy w domu – rodzice, babcia i młodsza siostra Victora powoli kładli się spać, gdy cała grupa dopiero rozkręcała swoją zabawę, dlatego z czystej przyzwoitości nie zamierzali robić hałasu w rezydencji Dimmocków.
Laura początkowo próbowała się wymigać od przybycia, zasłaniając się wymówkami o chorobie, jednak na wieść, że Claire także zaszczyci gołębnik swoją obecnością, zmieniła zdanie. Claire zdążyła wszystko sprostować przed przyjazdem Laury i Lucasa; dziewczyna chciała się zwyczajnie schlać, ponieważ narastający w klasie konflikt doprowadzał ją do szewskiej pasji. Przecież Laura nie była osobą sentymentalną, każdy doskonale o tym wiedział – chęć spotkania Claire poza szkołą wydawała się nieco niekanoniczna.
Gdy cała paczka dotarła do gołębnika, zaczęło się świętowanie. Nie mieli wprawdzie czego świętować, ale to nie przeszkodziło im w dalszym świętowaniu, które skończyło się Laurą przechodzącą przez ogrodzenie w celu wyzbierania filtrów po papierosach, Claire głaskająca psa Dimmocka, Lucasem narzekającym na zachowanie Laury znudzonemu Jamesowi, Gregiem podnoszącym Claire z mokrej trawy oraz Elizabeth i Danielem skaczącymi na trampolinie. Tommy i Billy pogrążyli się w rozmowie na temat całkowicie nie grający roli w tej opowieści, podobnie Sally i Anderson, a biedny Dimmock drzemał na jednym z trzech wygodnych foteli. Tylko Tyler, Michael i Jonathan byli wystarczająco trzeźwi, by wprawiać kieliszek w ruch do późnej godziny czwartej w nocy.
Podsumowując – nic nadzwyczajnego.

~*~

– Mówiłam ci, żebyś się ze mną nie żegnała, bo się zarazisz – powtórzyła Laura po raz szósty tego dnia, strzepując popiół z dymiącego papierosa – ale nie, ty oczywiście swoje. „Muszę się z nią pożegnać! To moja przyjaciółka!” Warto ci było?
Claire przewróciła oczami.
– Ty to krzyczałaś, nie ja – wymamrotała, pociągając nosem.
– Wiem, ale moja wersja jest zabawniejsza.
– Co z tego, że nieprawdziwa…
– Cieszę się, że się rozumiemy.
Greg zaśmiał się krótko i spojrzał na zegarek. Zostało im sześć minuty do dzwonka.
W poniedziałkowy ranek palarnia świeciła pustkami, zważywszy na doskwierający, siarczysty deszcz, lecz nałogowi palacze nie mogli przepuścić żadnej okazji na zatrucie się szkodliwą nikotyną. Greg w milczeniu palił swojego papierosa i przysłuchiwał się rozmowie dziewczyn.
– W ogóle, stara, jak mnie Lucas wkurwił. – Laurze przerwało kichnięcie Claire. – Ty wiedziałaś, że on narzekał Cobbowi na mnie? Na mnie? Czaisz to? Jakby miał na co – prychnęła oburzona. – Niech się cieszy, że mnie ma. Żadna inna go nie zechce. Zerwę z nim kiedyś, obiecuję.
– I tak go kochasz, więc skończ pierdolić.
– No dobra, ale jednak.
Starał się rozłożyć sytuację Laury na czynniki pierwsze, rozgryźć jej pobudki, przeanalizować jej słowa, naprawdę się starał, ale za cholerę nie potrafił pojąć jej rozumowania. Może dlatego, że był facetem? Chociaż sądząc po minie Claire, ona też zdawała się być poirytowana zachowaniem przyjaciółki.
Po co grozić zerwaniem, skoro nie chce się kończyć związku?
– Stara, z kim ty idziesz na studniówkę? – zapytała nagle Laura.
– A tak dobrze się bawiliśmy – powiedziała Claire z przekąsem i wystrzeliła filtr spomiędzy dwóch palców.
– Jest już wrzesień, a ty nadal nikogo nie znalazłaś. Wiesz jaka to jest wieś iść samemu na studniówkę?
Greg szybko rzucił niedopalonego papierosa na trawę i ruszył w kierunku szkoły z nieprzyjemnym ściskiem w żołądku.
– Ej no, czekaj na mnie!
– Nie jestem Lucasem, żebym się musiał ciebie słuchać – sarknął, chcąc po części zdenerwować Laurę, co skutecznie odwróciłoby jej uwagę od tematu studniówki, by sam nie musiał odpowiadać na podobną kaskadę pytań.
Znikając za rogiem usłyszał jeszcze przekleństwa Laury.
Sama myśl o studniówce przyprawiała Grega o nudności. Z duszą na ramieniu poszedł pod salę od historii znajdującą się na drugim piętrze.

~*~

Ambicje Grega dotyczące wzięcia się w garść i stopniowego nadrabiania materiału zostały skutecznie zmiażdżone i odesłane wprost do piekła. Z niedowierzaniem przyglądał się sprawdzianowi z języka angielskiego, na którym w czerwonym kółeczku widniała liczba sześćdziesiąt cztery. Liczba ta jakby śmiała mu się w twarz. Dimmock ukradkiem zajrzał Gregowi przez ramię, po czym powrócił do pisania na telefonie z jeszcze większą furią niż przed sekundą.
– Sally, cholera, ile masz punktów?
– Sześćdziesiąt dwa, a ty? – spytała, odwracając się.
– Przecież to jest niemożliwe. – Greg pokazał jej swoją kartkę. – Dwanaście pytań! Gdzie ona tu upchała ponad osiemdziesiąt punktów?!
– Ciesz się, masz cztery – sarknął Dimmock i odłożył telefon.
– Ale ja się uczyłem.
– Przepraszam bardzo, ja też się uczyłem.
– Twoje dziewięć punktów na to nie wskazuje.
– Odwal się.
Nikt w tym momencie nie był zadowolony. Oczywiście prócz Pauline, która cała w skowronkach i z czerwoną twarzą przeglądała swój sprawdzian, wachlując się jedną dłonią. Przepełniło go gorące uczucie nienawiści i zazdrości.
– Patrz na nią, jak się podnieca. – Usłyszał niezbyt subtelny szept Laury skierowany do Claire. – Zaraz jej pocieknie. Szmata…
Greg nie rozumiał, gdzie popełnił błąd. Odpowiedział na każde pytanie i, owszem, jego praca była drugą najlepszą w klasie, ale to w ogóle nie napawało go dumą.
– Musicie przyjąć do wiadomości fakt, że podczas matur wasza wiedza będzie sprawdzana nad wyraz dogłębnie, nie może zdarzyć się sytuacja, że czegoś zabraknie w waszej wypowiedzi – powiedziała Lady Smallwood. – Właśnie dlatego oczekuję od was każdego, nawet najmniejszego detalu. Laura, przestań wzdychać, nie robię tego po to, by was skrzywdzić, a by wam uświadomić, że same pobieżne informacje z opracowań wam nie wystarczą. Matura się zbliża, moim zadaniem jest was przygotować. A z tego, co widzę, w tej klasie maturę z języka angielskiego zda może pięć osób. Nie chcecie się po prostu uczyć.
– Dziwisz nam się? – mruknął Anderson.

~*~

– Alles klar? – spytała nauczycielka niemieckiego.
– Ja – odparła połowa klasy od niechcenia.
– Gut. Na zadanie domowe zrobicie…
Lecz jej polecenie utonęło w hałasie pakowanych podręczników i śmiechu Cathy, przyprawiającego o dreszcze obrzydzenia.
– Idziemy?
– Sally, mam nadzieję, że to pytanie retoryczne.
Udali się na palarnię.
Ironicznie, w czasie najdłuższej, bo aż dwudziestominutowej, przerwy na palarni przebywało najmniej osób. Pauline, Deana, Sidney i reszta kółka wzajemnej adoracji widocznie znalazła sobie inną miejscówkę, ponieważ po żadnej z nich nie było ani śladu na małej, szkolnej palarni, dzięki czemu drugi obóz klasy językowej w spokoju mógł wylać z siebie wszystkie negatywne emocje i żale, kotłujące się od prawie trzech godzin.
Wkrótce Sally, Laura, Caroline, Natalie i Emily zaczęły się przekrzykiwać. Jedynie Claire odłączyła się od klasy i wdała się z Mattem, chłopakiem o rok młodszym, w dyskusję dotyczącą jej prawa jazdy i zakupionego wcześniej samochodu, a Greg stał z boku, przysłuchując się ich wywodom.
– Zdajecie sobie sprawę, że to jest niezgodne z prawem? – zaznaczyła na wstępie Laura. – Nauczycielka nie może zrobić nam sprawdzianu z drugiej klasy.
– To jest chore – stwierdziła Caroline.
– Tym bardziej, że sama nie wywiązuje się z obowiązków nauczyciela. Ja chcę zobaczyć mój sprawdzian z mitologii z pierwszej klasy.
– Albo wypracowanie o podróżach z tamtego września – dopowiedziała Emily.
– W dupie mam twoje wypracowanie, i ona chyba też – powiedziała Laura.
– No ale co zrobisz? – wtrąciła się Sally. – Jak w pierwszej klasie zapytałaś o jakiś sprawdzian to rzuciła w ciebie dziennikiem.
– Serio? – zaśmiała się Emily.
– Nie denerwuj mnie. Smallwood oczekuje ode mnie, że będę przygotowana z lekcji na lekcję i na każdy sprawdzian, a sama oddaje jakieś kartkówki, czy tam karty pracy dwa miesiące po terminie. Moim zdaniem jest niekonsekwentna.
– Proszę cię, sprawdzian na osiemdziesiąt punktów… – westchnęła ciężko Caroline.
– Ja i Ems mamy, kurwa, jedynki. Ty masz cztery, Sally i Greg też. Nat, a ty co dostałaś?
– Trzy – odpowiedziała nieprzytomnie, unosząc wzrok znad telefonu.
– No właśnie. Pauline ma pięć. A tamte szmaty? Same jedynki. Ja nie uważam się być na tym samym poziomie, co one. Wiem dużo więcej niż taka Harris albo Morgan, to dlaczego mam jeden?
Greg uznał awanturowanie się Laury za komiczne, zważywszy na jej lekceważący stosunek do nauki innych przedmiotów niż niemiecki. Ale musiał przyznać jej rację – Smallwood zwlekała z oddawaniem sprawdzianów jak żaden inny nauczyciel. Wszystkie jednak zdawały się zapominać, że słabe oceny nie brały się znikąd. Caroline, Sally i Claire radziły sobie bardzo dobrze, ale pozostałe dziewczyny nie dość, że nie brały czynnego – a w niektórych wypadkach właściwie to żadnego – udziału w lekcjach, to dodatkowo nie poświęcały nauce poza szkołą ani jednej chwili. Chłopak wiedział, grupowy czat był tego doskonałym przykładem.
– Mam taki pomysł, pani Claire. – Usłyszał nieco skrzeczący głos Matta. – Gdy już dostaniesz prawo jazdy to pojedziemy… Czekaj, sprawdzę plan… – Wyciągnął z kieszeni telefon. – Co masz w środę na ostatniej lekcji?
– Nie wiem, chyba wiedzę o społeczeństwie.
– Z Dickensem?
– Ano.
– A to myślę, że nic się nie stanie, jak spóźnisz się pięć minut. Pojedziemy w środę na dwudziestce do McDonalda, mam taką ochotę na kawę.
– Stary, ja jeszcze nawet nie mam osiemnastu – powiedziała Claire przez zatkany nos.
– Kiedy masz urodziny?
– W środę.
– O, to za dwa dni. No popatrz, ja mam wtedy imieniny.
– No popatrz. Wydaje mi się, że trzeba to opić.
– W pełni się z tobą zgadzam się.
Krótki moment, w którym oboje się uśmiechali i patrzyli sobie w oczy umknął wykłócającym się dziewczynom, lecz nie Gregowi. Będąc szczerym, wolał podsłuchiwać rozmowę Matta i Claire niż groźby Laury i jej odwoływania się do regulaminu szkoły.

~*~

– Nienawidzę francuskiego – jęknął żałośnie Greg, kartkując ogromne repetytorium.
– Przecież to twój drugi język – zauważyła Sally.
– Wiesz, artykuł i dwie rozprawki potrafią człowieka zniechęcić.
– Piszesz rozszerzenie, czego się spodziewałeś?
Greg posłał dziewczynie mordercze spojrzenie i wrócił do przewracania stron. Czasem i ulubiony przedmiot szkolny tracił swój urok, gdy nauczyciele zrzucali na ucznia bombę dodatkowych zadań i wypracowań. Fakt faktem, francuski nie sprawiał mu żadnych problemów, z racji tego, że połowa jego rodziny pochodziła z tego właśnie kraju, ale ilość i częstotliwość, z jaką nauczycielka zadawała kolejne prace do napisania przekraczała granice dobrego smaku. Stos nudnych, monotonnych i przede wszystkim łatwych ćwiczeń czekał na Grega po powrocie do domu praktycznie każdego dnia, i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie ich zdecydowany nadmiar.
I Pauline, wtrącająca mu się na lekcjach w zdanie. Ona miała swój przedmiot – angielski – i doskonale zdawała sobie sprawę, jaką sympatią Greg darzył francuski, więc Greg wierzył, że z premedytacją odpowiadała na pytania nauczycielki szybciej, byleby zdążyć przed nim, byleby zabłysnąć. Aczkolwiek nie zawsze jej się to udawało...
Lestrade nie musiał nikomu nic udowadniać, w przeciwieństwie do Pauline. Cała klasa wiedziała, że to on szczytował na liście osób najlepiej radzących sobie z językiem francuskim, ten stan rzeczy nie zmienił się od pierwszego roku, dlatego we względnym spokoju słuchał marnej imitacji francuskiego akcentu wypływającej z popękanych ust Pauline.
Złość była najlepszą motywacją.
Greg postanowił, że w takim razie bez skrupułów będzie zabierał głos na lekcjach angielskiego, i nie obchodziły go skutki jego dziecinnego zachowania,
Chciała wojny? Proszę bardzo.

________________________

Alles klar?” – „Wszystko jasne?” (niem.)